-Za pół godziny
uczta! Nie zdążę!- wrzeszczała Pansy Parkinson, wyrzucając swoje rzeczy z
kufra.
-Nie rób bajzlu-
mruknęła Kelly- Accio Szata!
-Uuu!- Tasha
zaklaskała głośno, upinając włosy w wysoki kucyk.
-Brat mnie nauczył-
Kelly wzruszyła ramionami.
Nicole przeczesała
włosy i uśmiechając się, podeszła do dużego lustra wiszącego w mosiężnej,
srebnej ramie. Stwierdziła, że lepiej już nie może wyglądać, więc położyła dłoń
na klamce w drzwiach.
-Moment, już
wychodzisz? – dziewczyny zamarły w dość dziwnych pozach. Pansy wkładała już
ręce do swojej szaty, Tasha trzymała w ustach cienki grzebień, usiłując
jednocześnie upiąć włosy. Kelly natomiast wlazła na taboret i balansując na
jednej nodze mebla, usiłowała dosięgnąć półki.
-No…właściwie to nie
idę na ucztę- wydusiła- Wybieram się na przyjęcie z okazji rocznicy śmierci… z
Hermioną- dodała żeby zabrzmiało to choć trochę lepiej.
-Na Merlina…Nikki-
westchnęła Kelly- Jak mogłaś wpakować się w coś takiego…
Nie usłyszała jednak
co powiedziały na to inne współlokatorki, bo zbiegła szybko do pokoju
wspólnego. Ruszyła już w stronę wyjścia, gdy COŚ, a raczej KTOŚ zatrzymał ją:
-Nicole, jak dobrze
cię widzieć- dziewczyna gapiła się głupio na Malfoya. Ten sądząc najwyraźniej,
że cieszy się na jego widok ciągnął –Słuchaj, chciałem cię przeprosić…
-Przeprosić?!-
powtórzyła- Przeprosić?!
-Noo… tak- chłopak
udał,że nie zauważył jej pełnego wyrzutów głosu- Zachowałem się jak idiota…
chociaż to częściowo twoja wina.
-Moja wina?!
-Gdybyś nie brała
strony tych szumowin…
-O!- rozdziawiła
usta- Ty… ja… WYNOŚ SIĘ! NIE CHCE Z TOBĄ ROZMAWIAĆ!- po chwili dodała- NIE! TO
JA SIĘ WYNOSZĘ!
I bezceremonialnie
wyszła z pokoju.
***
Wciąż wciekła weszła
do lochu, w którym miało się odbywać przyjęcie.
-Witaj Nicole!-
wołały duchy.
-Panienko Delavery-
kłaniały się inne.
-Jak samopoczucie?-
uśmiechała się do wszystkich, rzucając coś w stylu „Świetnie” albo „Znakomite
przyjęcie”.
Nareszcie zobaczyła
trójkę ŻYWYCH uczniów stojących w koncie, nie bardzo wiedząc co mają z sobą
zrobić.
-Na pewno na uczcie
jest pizza. I naleśniki. I kiełbaski- wymieniał Ron.
-Cześć!- przywitała
się- To co robimy?
-I jajecznica. I
ciasto…
-To… chyba nie jest
strefa… odpowiednia dla nas- Hermiona starannie dobierała słowa.
-I babeczki. I
kremówki.
-Chodźmy z tąd- podsumował
Harry- Mieliśmy przyjść. PRZYSZLIŚMY. Możemy iść.
-I makaron. I kluski.
I… co? Tak! Chodźmy z tąd- Ron zaczął kontaktować ze światem rzeczywistym.
Razem udali się do
Wielkiej Sali.
Rozmawiali cicho, w
obawie że ktoś ich zauważy i wysunie nieprawdziwe wnioski.
-Wygłodniały od Tylku lat… -lodowaty głos wdarł się do umysłu
Nicole- Zabić… Czas zabić… nareszcie!
Nie- pomyślała-Tyle czasu już
go niesłyszana, a teraz…
-On kogoś zabije!- ku jej zdumieniu wykrzyknął Harry.
***
Tasha Miwellow stała
jak wrośnięta i gapiła się na krwisty napis na ścianie.
KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA.
STRZEŻCIE SIĘ WROGOWIE DZIEDZICA.
Pod napisem, w środku
całego zamieszania stała czwórka rozczochranych uczniów.
Jakimś cudem wśród
nich znalazła się Nicole Delavery.
-Ty będziesz
następna, szlamo!- krzyknął Malfoy.
Kilka osób spojrzało
na niego z oburzeniem.
-Proszę rozejść się
do swoich dormitoriów!- zagrzmiał głos profesor McGonagall. Z oporem ruszyła do
pokoju wspólnego Slytherinu. Wszędzie słychać było szepty, ktoś coś komuś
podawał, wymieniał poglądy i informacje. Tasha szła akurat obok dwóch gryfonek:
-Na pewno wypisał to
ten Potter.
-No co ty!- jakiś
gryfon wpadł na nie- To ta Delavery… wszystko się zaczęło gdy ona przybyła.
Wszystkich nas wymorduje jak Panią Norris- dodał z sztucznym przestrachem.
Dziewczyny wydały z
siebie krzyki przerażenia.
-Bzdura, Pani Norris
wcale nie jest martwa!- wtrąciła Tasha. Chłopak mruknął coś, co zabrzmiało jak:
„żmije wszystko zepsują” iskręcił w
lewo, ku wieży Gryffindoru. Tasha obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i sama
ruszyła w prawo.
Zamartwiając się tym,
co będzie z Nicole zupełnie nie zauważyła profesora Dumbledora.
-Och, przepraszam
panie profesorze- zarumieniła się z zakłopotania.
-Nie szkodzi, moja
droga. Ja też czasami tak bardzo marzę o czekoladowych żabach, że zapominam
gdzie jestem, a tu nagle się okazuje że stoję w szafie pełnej skarpetek.
Tasha wytrzeszczyła
na niego oczy.
-No ale nie o tym
chciałem z tobą porozmawiać. Chodźmy do mojego gabinetu.
Zaprowadził ją do
wielkiej chimery, powiedział „Cytrynowy sorbet!” i po wejściu schodami usiadł w
fotelu przy ogromnym biurku, gestem nakazując jej usiąść naprzeciwko. Nie
uśmiechał się już, a z jego oczu znikły wesołe błyski.
-O czym p-profesor
chciał ze mną porozmawiać?- spytała, a głos trząsł jej się ze strachu.
-Zapewne już wiesz,
jak zresztą cała szkoła,- tu uśmiechnął się lekko- że panna Delavery jest tu na
moją prośbę.
Dziewczyna skinęła
głową. Owszem, wiedziała o tym jednak Nicole nigdy nie powiedziała dlaczego
Dumbledore chciał aby ona się tu znalazła.
-Widzisz, Nicole jest
bardzo skrytą osobą- zaczął kręcić palcami młynki- i nie znam osoby, poza nią
samą która znałaby wszystkie jej sekrety i… talenty.- Dumbledor zmarszczył
czoło- Jednakże miałem nadzieję, że ty jako jej przyjaciółka wiesz jednak coś o
czym powinienem wiedzieć… może zauważyłaś coś dziwnego… w jej zachowaniu- spojrzał
na Tashe, niebieskimi oczami. Dziewczyna natychmiast pomyślała o Malfoyu i tym
chłopaku. Jednak w zachowaniu Nikki nie zauważyła nic takiego, a nawet gdyby
nie była pewna czy powinna o tym mówić dyrektorowi.
-Ja… nie, panie
profesorze.
Dumbledor wciąż patrzył
na nią, a ona miała wrażenie jakby przenikał ją wzrokiem i czytał w jej
myślach.
-Hmm… no cóż- wstał,
a Tasha natychmiast uczyniła to samo- Mam jeszcze jedną prośbę panno Miwellow.
Chciałbym, żebyś
zabrała Nicole na spotkanie klubu pojedynków.
Myślę, że już czas…
aby przestała ukrywać swoje sekrety.