Spis Treści

piątek, 5 września 2014

Rozdział 6 - Noc Duchów



-Za pół godziny uczta! Nie zdążę!- wrzeszczała Pansy Parkinson, wyrzucając swoje rzeczy z kufra.

-Nie rób bajzlu- mruknęła Kelly- Accio Szata!

-Uuu!- Tasha zaklaskała głośno, upinając włosy w wysoki kucyk.

-Brat mnie nauczył- Kelly wzruszyła ramionami.

Nicole przeczesała włosy i uśmiechając się, podeszła do dużego lustra wiszącego w mosiężnej, srebnej ramie. Stwierdziła, że lepiej już nie może wyglądać, więc położyła dłoń na klamce w drzwiach.

-Moment, już wychodzisz? – dziewczyny zamarły w dość dziwnych pozach. Pansy wkładała już ręce do swojej szaty, Tasha trzymała w ustach cienki grzebień, usiłując jednocześnie upiąć włosy. Kelly natomiast wlazła na taboret i balansując na jednej nodze mebla, usiłowała dosięgnąć półki.

-No…właściwie to nie idę na ucztę- wydusiła- Wybieram się na przyjęcie z okazji rocznicy śmierci… z Hermioną- dodała żeby zabrzmiało to choć trochę lepiej.

-Na Merlina…Nikki- westchnęła Kelly- Jak mogłaś wpakować się w coś takiego…

Nie usłyszała jednak co powiedziały na to inne współlokatorki, bo zbiegła szybko do pokoju wspólnego. Ruszyła już w stronę wyjścia, gdy COŚ, a raczej KTOŚ zatrzymał ją:

-Nicole, jak dobrze cię widzieć- dziewczyna gapiła się głupio na Malfoya. Ten sądząc najwyraźniej, że cieszy się na jego widok ciągnął –Słuchaj, chciałem cię przeprosić…

-Przeprosić?!- powtórzyła- Przeprosić?!

-Noo… tak- chłopak udał,że nie zauważył jej pełnego wyrzutów głosu- Zachowałem się jak idiota… chociaż to częściowo twoja wina.

-Moja wina?!

-Gdybyś nie brała strony tych szumowin…

-O!- rozdziawiła usta- Ty… ja… WYNOŚ SIĘ! NIE CHCE Z TOBĄ ROZMAWIAĆ!- po chwili dodała- NIE! TO JA SIĘ WYNOSZĘ!

I bezceremonialnie wyszła z pokoju.

 

***

 

Wciąż wciekła weszła do lochu, w którym miało się odbywać przyjęcie.

-Witaj Nicole!- wołały duchy.

-Panienko Delavery- kłaniały się inne.

-Jak samopoczucie?- uśmiechała się do wszystkich, rzucając coś w stylu „Świetnie” albo „Znakomite przyjęcie”.

Nareszcie zobaczyła trójkę ŻYWYCH uczniów stojących w koncie, nie bardzo wiedząc co mają z sobą zrobić.

-Na pewno na uczcie jest pizza. I naleśniki. I kiełbaski- wymieniał Ron.

-Cześć!- przywitała się- To co robimy?

-I jajecznica. I ciasto…

-To… chyba nie jest strefa… odpowiednia dla nas- Hermiona starannie dobierała słowa.

-I babeczki. I kremówki.

-Chodźmy z tąd- podsumował Harry- Mieliśmy przyjść. PRZYSZLIŚMY. Możemy iść.

-I makaron. I kluski. I… co? Tak! Chodźmy z tąd- Ron zaczął kontaktować ze światem rzeczywistym.

Razem udali się do Wielkiej Sali.

Rozmawiali cicho, w obawie że ktoś ich zauważy i wysunie nieprawdziwe wnioski.

-Wygłodniały od Tylku lat… -lodowaty głos wdarł się do umysłu Nicole- Zabić… Czas zabić… nareszcie!

Nie- pomyślała-Tyle czasu już go niesłyszana, a teraz…

-On kogoś zabije!- ku jej zdumieniu wykrzyknął Harry.

 

***

 

Tasha Miwellow stała jak wrośnięta i gapiła się na krwisty napis na ścianie.

 

KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA.

STRZEŻCIE SIĘ WROGOWIE DZIEDZICA.

 

Pod napisem, w środku całego zamieszania stała czwórka rozczochranych uczniów.

Jakimś cudem wśród nich znalazła się Nicole Delavery.

-Ty będziesz następna, szlamo!- krzyknął Malfoy.

Kilka osób spojrzało na niego z oburzeniem.

-Proszę rozejść się do swoich dormitoriów!- zagrzmiał głos profesor McGonagall. Z oporem ruszyła do pokoju wspólnego Slytherinu. Wszędzie słychać było szepty, ktoś coś komuś podawał, wymieniał poglądy i informacje. Tasha szła akurat obok dwóch gryfonek:

-Na pewno wypisał to ten Potter.

-No co ty!- jakiś gryfon wpadł na nie- To ta Delavery… wszystko się zaczęło gdy ona przybyła. Wszystkich nas wymorduje jak Panią Norris- dodał z sztucznym przestrachem.

Dziewczyny wydały z siebie krzyki przerażenia.

-Bzdura, Pani Norris wcale nie jest martwa!- wtrąciła Tasha. Chłopak mruknął coś, co zabrzmiało jak: „żmije wszystko zepsują” i skręcił w lewo, ku wieży Gryffindoru. Tasha obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i sama ruszyła w prawo.

Zamartwiając się tym, co będzie z Nicole zupełnie nie zauważyła profesora Dumbledora.

-Och, przepraszam panie profesorze- zarumieniła się z zakłopotania.

-Nie szkodzi, moja droga. Ja też czasami tak bardzo marzę o czekoladowych żabach, że zapominam gdzie jestem, a tu nagle się okazuje że stoję w szafie pełnej skarpetek.

Tasha wytrzeszczyła na niego oczy.

-No ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Chodźmy do mojego gabinetu.

Zaprowadził ją do wielkiej chimery, powiedział „Cytrynowy sorbet!” i po wejściu schodami usiadł w fotelu przy ogromnym biurku, gestem nakazując jej usiąść naprzeciwko. Nie uśmiechał się już, a z jego oczu znikły wesołe błyski.

-O czym p-profesor chciał ze mną porozmawiać?- spytała, a głos trząsł jej się ze strachu.

-Zapewne już wiesz, jak zresztą cała szkoła,- tu uśmiechnął się lekko- że panna Delavery jest tu na moją prośbę.

Dziewczyna skinęła głową. Owszem, wiedziała o tym jednak Nicole nigdy nie powiedziała dlaczego Dumbledore chciał aby ona się tu znalazła.

-Widzisz, Nicole jest bardzo skrytą osobą- zaczął kręcić palcami młynki- i nie znam osoby, poza nią samą która znałaby wszystkie jej sekrety i… talenty.- Dumbledor zmarszczył czoło- Jednakże miałem nadzieję, że ty jako jej przyjaciółka wiesz jednak coś o czym powinienem wiedzieć… może zauważyłaś coś dziwnego… w jej zachowaniu- spojrzał na Tashe, niebieskimi oczami. Dziewczyna natychmiast pomyślała o Malfoyu i tym chłopaku. Jednak w zachowaniu Nikki nie zauważyła nic takiego, a nawet gdyby nie była pewna czy powinna o tym mówić dyrektorowi.

-Ja… nie, panie profesorze.

Dumbledor wciąż patrzył na nią, a ona miała wrażenie jakby przenikał ją wzrokiem i czytał w jej myślach.

-Hmm… no cóż- wstał, a Tasha natychmiast uczyniła to samo- Mam jeszcze jedną prośbę panno Miwellow.

Chciałbym, żebyś zabrała Nicole na spotkanie klubu pojedynków.

Myślę, że już czas… aby przestała ukrywać swoje sekrety.